25 kwietnia 2010

Matrix

   Dzieło kultowe, bezapelacyjny majstersztyk i mistrzowski (niemalże debiut!) film braci Wachowskich. Pochodzący z częściowo polskiej rodziny Larry i Andy zaczynali od pisania scenariuszy. Kiedy jednak stworzyli pierwowzór Matrixa, zachcieli samodzielnie wyreżyserować swój film. Niestety, jako że nie mieli w tym żadnego doświadczenia, wytwórnia – Warner Bros. – poleciła im, by zrealizowali najpierw jakiś niskobudżetowy obraz. Tak w 1996 r. powstał Bound (Brudne pieniądze) – wciągający i pełen napięcia film opowiadający o przygodzie z mafią. Po nim to bracia Wachowscy dostali wolną rękę i mogli rozpocząć dzieło swojego życia.

UWAGA – SPOILER!

Matrix z pozoru wydaje się prosty: jest to historia pełnego życiowych rozterek hakera Neo (Keanu Reeves), który pragnie poznać prawdę. Prawdę tę zna tajemniczy Morfeusz (Laurence Fishburne) i przy pomocy Trinity (Carrie-Anne Moss) objawia ją temu pierwszemu.

KONIEC SPOILERA.

   Dodatkowo wszystko doprawione jest licznymi nawiązaniami do popkultury, Biblii i innych utworów literackich, jak chociażby Alicji w Krainie Czarów. Przykłady? Imię Trinity oznacza Trójcę; Neo tworzą przestawione litery wyrazu One (Jedyny) i nie dość że podąża on za białym królikiem, to w pewnej scenie słyszy: „Weź czerwoną pigułkę, a zostaniesz w krainie czarów i pokażę ci, dokąd prowadzi królicza nora.” (Morfeusz).

Ten film niewątpliwie wyprzedził swoją epokę pod względem efektów specjalnych. Słynny bullet-time (sceny ze zwolnionym tempem, w których można zaobserwować pojedyncze, wystrzelone pociski) opracowywało przez kilka miesięcy parę niezależnych od siebie ekip. Wrażenie robi również scena w której zniszczeniu ulega śmigłowiec (to naprężenie szyb!), mnogość perfekcyjnie zrealizowanych walk czy wejście pary głównych bohaterów do wieżowca, w którym przetrzymywano Morfeusza – czy można chcieć czegoś więcej? Do kanonu najczęściej parodiowanych filmowych scen trafiła ta początkowa, z wyskokiem (w zwolnionym tempie) Trinity. Nawiązano do niej nawet w Shreku.

W ramach ciekawostki – inną słynną i dużo wcześniej zrealizowaną sceną w zwolnionym tempie był fragment Mechanicznej Pomarańczy, w którym Alex spychał swoich towarzyszy do wody.

   Gra aktorska w Matrixie stoi na dobrym poziomie. Ponieważ bardziej od rozbudowanej mimiki liczyła się sprawność fizyczna, aktorzy musieli przejść niezwykle intensywny trening. Opłaciło się!

Ścieżkę dźwiękową wybierali sami reżyserzy i, mimo że na co dzień nie słucham takiej muzyki (Prodigy, Rage Against The Machine, Rammstein, Monster Magnet, Hive...), to do tego obrazu pasuje ona idealnie.

Chociaż to raczej mało prawdopodobne, ale jeżeli jest jeszcze ktoś, komu nie było dane obejrzenie Matrixa – niech nadrobi to czym prędzej! Jak mówią: The Matrix Has You!

Plusy:
+ reżyseria
+ rozbudowana fabuła
+ muzyka
+ efekty specjalne
+ akcja!
+ Trinity
+ klimat

Minusy:
- momentami niespójny (patrząc na całą trylogię)

Moja ocena: 6/6

14 kwietnia 2010

Big Fish (Duża ryba)

Na początku seansu myślałem iż oto czekają mnie niemal dwie godziny kolejnego, dobrego filmu Tima Burtona. Kiedy jednak minęły napisy końcowe, zrozumiałem że był to niewątpliwie jeden z najlepszych i najgłębszych filmów tego reżysera. Pod tymi względami (przy odrzuceniu strony wizualnej, gdzie niewątpliwie króluje Alicja w Krainie Czarów) przebija go jedynie Ed Wood.

Big Fish jest ekranizacją książki Daniela Wallace'a, tak więc rola reżysera ograniczyła się tylko do „zilustrowania” wytworów wyobraźni pisarza. Tylko albo i AŻ! Tim Burton bowiem wyśmienicie poradził sobie z tym zadaniem. Rolę Karla – prawdziwego wielkoluda – otrzymał nieżyjący już Matthew McGrory, którego wzrost przekraczał 2,20 m. Głównego bohatera (w scenach z lat młodzieńczych) zagrał Ewan McGregor i zrobił to wyśmienicie. Z bardziej znanych osób wystąpiły tu również Alison Lohman (Wrota do piekieł) i Helena Bonham Carter, żeńska muza reżysera. Dziwi jedynie brak Jonnyego Deppa, który widocznie zajęty był inną produkcją.

Historia jest z pozoru prosta: do umierającego ojca, słynącego z opowiadania ciekawych historii przyjeżdża z dawna nie widziany syn. Pragnie on poznać prawdziwą historię swojego rodzica, okrojoną z wymyślonych wydarzeń. Niby proste, ale… Jeżeli miałbym odnieść się do innych filmów, na pewno będzie to skrzyżowanie Arizona Dream, Parnassusa i Przygód barona Munchausena. Na szczęście Tim Burton od nikogo nie ściągał. Jego film jest jednocześnie komedią i dramatem. Życiem i bajką. Prawdą i kłamstwem, które jak się okazuje - czasami rodzi się z dobrych intencji.

Zbyt wielu widowiskowych efektów specjalnych w filmie nie ma, toteż tym bardziej zapada w pamięć scena, w której po sentencji: „mówią, że jak się spotka miłość swojego życia to czas się zatrzymuje” po prostu się to staje. Dosłownie.

Bez znaczenia jest, jakie filmy oglądamy na co dzień, gdyż w Big Fish każdy znajdzie coś dla siebie.

Plusy:
+ charakteryzacja
+ klimat
+ Karl
+ nie sposób się oderwać
zdjęcia
+ zakończenie

Minusy:
- momentami (ale bardzo rzadko) niespójny
- brak Johnny'ego Deppa ;)