20 września 2010

Samotny mężczyzna (A Single Man)

Debiutancki film Toma Forda to produkcja udana. Samotny mężczyzna może i nie przejdzie do historii kina, ale jak na debiut jest naprawdę świetnie wykonany. Jeżeli weźmie się pod uwagę zainteresowania słynnego projektanta mody, fabuła u nikogo nie wywoła zdziwienia. Film opowiada historię mężczyzny, który nie może pogodzić się ze stratą partnera. W dodatku rodzice tragicznie zmarłego nie życzą sobie, aby ktoś oprócz najbliższej rodziny brał udział w pogrzebie.

George (Colin Firth) jest wykładowcą i chociaż utracona miłość odcisnęła na nim swoje ślady, to na pozór zachowuje się całkiem normalnie. Chodzi do pracy, jest miły dla swojej gospodyni domowej, spotyka się z przyjaciółką z dzieciństwa... tego, że zaczął stopniowo uporządkowywać wszystkie osobiste sprawy nie zauważa nikt, oprócz pewnego młodego studenta – Kenny’ego (Nicholas Hoult). W końcu postanawia on otwarcie porozmawiać ze swoim profesorem i oczywiście spotkanie to nie kończy się to jedynie na dyskusjach...

Nicholas Hoult w roli chłopaka zafascynowanego homoseksualnym nauczycielem jest naprawdę przekonujący. Jeżeli ktoś pamięta go z pierwszych odcinków serialu Skins, może dojść do wniosku, że jest to rola wprost wymarzona dla tego młodego i utalentowanego aktora. Również Julianne Moore grająca Charlott (przyjaciółkę głównego bohatera) zagrała dobrze. Wykreowana przez nią kobieta nieszczęśliwa, która po nieudanym związku próbuje zdobyć względy homoseksualnego George’a jest przekonująca, podobnie zresztą jak pozostali, drugoplanowi aktorzy.

Film przywodzi na myśl produkcje Woody'ego Allena, chociaż jest dużo cięższy. Ford „bawi się” korekcją barw, dzięki czemu nawet w przygnębiających scenach, gdy tylko coś ucieszy Georg’a, widz odczuwa to razem z bohaterem. Samotny mężczyzna może kojarzyć się ze starannie wyreżyserowanymi reklamami, ale w tym wypadku nie jest to wadą.

Muzykę skomponował Abel Korzeniowski i film otrzymał za to nominację do nagrody Złotego Globu. Z kolei Colin Firth został wyróżniony nominacją do Oscara dla najlepszego aktora pierwszoplanowego.

Warto poświęcić półtorej godziny na seans i przekonać się, że inność niekoniecznie musi być nachalnie okazywana i można ją zaakceptować. W dodatku jest to bardzo udany debiut reżyserski.

Plusy:
+ bardzo dobry film - szczególnie jak na debiut
+ gra aktorska
+ "zabawa" korekcją barw
+ muzyka

Minusy:
+ przytłaczający

Moja ocena: 4/6

2 komentarze:

  1. Początek przeciętny, ale później jest tylko lepiej. Ciekawy scenariusz i scenografia to chyba największe plusy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z powyższym tekstem. Film może dla wielu osób być przytłaczający. Jednak jak dla mnie bardzo klimatyczny i pozytywny (w sensie zadowolenia z seansu a nie fabuły). Zakończenie moim zdaniem lekko zaskakująco i z dobrym morałem, że życie to bezcenny dar mimo tego, że często wiąże się z cierpieniem.

    OdpowiedzUsuń