2 sierpnia 2010

Boogeyman

Film Boogeyman z 2005 roku nie jest pierwszym, w którym próbowano przedstawić historię potwora z szafy. Wcześniejszy obraz nosił tytuł… The Boogeyman (1982 r.) i był oparty na opowiadaniu autorstwa Stephena Kinga. Za nowszą wersję odpowiada reżyser Stephen T. Kay, mający w swoim dorobku między innymi takie filmy jak Życie na krawędzi, Ćpuny i Polowanie na potwora. Najprawdopodobniej nie jest to zbyt przekonujący argument, aby poświęcić prawie półtorej godziny na obejrzenie Boogeymana, dlatego warto również wspomnieć o osobach odpowiedzialnych za wyprodukowanie tego filmy. Są to Robert G. Tapert i Sam Raimi oraz kilka mniej znanych osób. Dla niektórych nazwisko Raimiego jest wystarczającą reklamą. Jego kultowe Martwe zło na stałe weszło już do klasyki filmów grozy, a świetne (chociaż niedocenione) Wrota do piekieł są naprawdę udanym filmem.

Głównym bohaterem filmu (nie licząc oczywiście Boogeymana) jest Tim Jensen. Jego życie pozornie jest godne pozazdroszczenia, ale w rzeczywistości przepełnia je nieustanny strach. Tim od czasu, gdy był małym chłopcem, ciągle wierzy, że jego tatę porwał potwór z szafy i on sam jest kolejnym jego celem. Dlatego też unika wszystkich miejsc i mebli, które mogą stanowić potencjalne zagrożenie. W jego pokoju nie ma ciemnych kątów, drzwiczki od szafek są poodkręcane, a lodówka posiada przezroczyste zamkniecie. Niestety pewnego dnia otrzymuje od wujka wiadomość, że stan jego matki się pogorszył i powinien ją odwiedzić. Postanawia, że przy okazji prześpi się w swoim pokoju, którego unikał od czasu tajemniczego zniknięcia swojego taty…

Fabuła jest więc ciekawa i tak naprawdę choć każdy przynajmniej raz w życiu słyszał o potworze z szafy, to mało osób zna jego dokładniejszą historię. Film jest przeciętny, ale w niektórych momentach rzuca się w oczy styl Sama Raimiego i są to najlepsze sceny w całej produkcji. Rozczarowuje jedynie zakończenie, ale przecież średniej klasy horror nie musi wcale mieć głębszego przesłania.

Zanim ktoś zdecyduje się na obejrzenie tego filmu powinien pamiętać o tym, że chociaż momentami można się przestraszyć – głównie w scenach, w których coś wyskakuje znienacka, nie jest on zbyt straszny – zwłaszcza w porównaniu z takimi produkcjami jak Czwarty stopień czy Rec - a momentami wręcz nudzi. Tak samo jak z poziomem straszności jest również z grą aktorską, muzyką i reżyserią. W pojedynkę Raimi nie mógł uratować całego filmu.

Plusy:
+ widać wpływ Sama Raimiego
+ klimatyczny sposób na pokonanie potwora
+ nie jest straszny, więc każdy może go obejrzeć
+ film na zabicie czasu

Minusy:
- nieprzekonywująca gra aktorska
- jeden z gorszych filmów tego reżysera
- nie pierwszy i nie ostatni z tej serii

Moja ocena: 3/6

2 komentarze:

  1. Hmm. Nie oglądałem ani recenzowanego ani wcześniejszego filmu, więc chętnie się zapoznam.

    OdpowiedzUsuń